Do zbudowania grozy zdecydowanie nie trzeba wielu miejsc rozgrywania się akcji - atmosfera pułapki najbardziej sprzyja raczej mniejszym powierzchniom. Właśnie w takich realiach rozgrywa się tragedia głównego bohatera, który jest zamknięty w luksusowym samochodzie, będącym zarazem śmiertelną pułapką. Na takim koncepcie bazuje nowy thriller "Uwięziony" i trzeba przyznać, że wychodzi mu to nie najgorzej.
OCENA

Nie brakuje filmów, które, choć mają w obsadzie naprawdę spore nazwiska, to ich premiera kinowa albo nie ma rozgłosu ani nawet miejsca, czasami też tytuły te są wprowadzane cichaczem do sieci. Taki los przydarzył się "Uwięzionemu", którego lista obsady jest wybitnie krótka - oprócz młodej aktorki grającej córkę protagonisty, film składa się tak naprawdę tylko z Billa Skarsgarda ("To", "John Wick 4") oraz Anthony'ego Hopkinsa ("Milczenie owiec", "Ojciec"). Pierwszy - jeden z lepszych, choć moim zdaniem wciąż niedocenionych aktorów swojego pokolenia, drugi - jeden z najwybitniejszych w historii kina.
Uwięziony - recenzja filmu. Samochodowy teatr dwóch aktorów
Eddie (Bill Skarsgård) to postać, którą dość swobodnie można określić jako życiowo przegranego. Jest alimenciarzem, który zaniedbuje i tak ledwo wywalczoną możliwość spotkań z córeczką Sarah, zadłuża się, pożycza, szuka finansowego szczęścia w zdrapkach. Zna się na autach i postanawia wykorzystać tę wiedzę w mało chlubny sposób - chce włamać się do najbliższego dostępnego samochodu, który jest otwarty. Gdy mu się udaje i już czuje, że chwycił Pana Boga za nogi, okazuje się, że wpadł w brutalną pułapkę tajemniczego Williama (Anthony Hopkins).
W pierwszych minutach tego niezbyt długiego filmu (95 minut) dostajemy dość standardową, ubogaconą o pejzaż miasta, ekspozycję, z której dowiadujemy się co nieco o Eddiem. Rysuje się nam portret postaci, która ma sporo za uszami, nie ma specjalnie pomysłu na siebie i bezpieczeństwo zarówno swoje, jak i rodziny, z którą ledwo ma kontakt. Łatwo mu współczuć, ale równocześnie czuć od niego vibe ulicznego cwaniaka, którego potencjalne zniknięcie nikogo specjalnie nie poruszy. Właśnie w takich Eddiech celuje William - przypominający Jigsawa z "Piły" samozwańczy stróż sprawiedliwości, sfrustrowany niedziałającym systemem, ale jeszcze bardziej - roszczeniowym (w jego mniemaniu) wykorzystującym go do tłumaczenia własnych porażek pokoleniem. Tym samym największą torturą dla głównego bohatera okaże się nie paralizator czy głośne jodłowanie z radia, a stary, prawicowy bogacz, który traktuje biednych jak społeczne pijawki.
Niemałą część fabuły stanowią pełne desperacji, mniej lub bardziej rozsądne próby uwolnienia się Eddiego z pułapki, przeplatane po drodze gierkami uskutecznianymi przez Williama, coraz bardziej sprowadzającymi niedoszłego złodzieja na skraj piekła - to właśnie te elementy są w przypadku filmu nie tyle najciekawsze, co najbardziej wciągające, momentami dość ciężkie w oglądaniu (choć dało się wycisnąć jeszcze więcej). David Yarovesky ("Brightburn: Syn ciemności") zadbał, by oglądanie pokuty protagonisty nie było zbyt przyjemne, ale równocześnie dość silnie wypełnia "Uwięzionego" komentarzem społecznym.
Znajdziemy tutaj dość sporo dyskusji na temat uprzywilejowania, kontraktu społecznego, szeroko pojętej sprawiedliwości. Bohaterowie pochodzą z dwóch różnych światów, dzielą ich życiowe doświadczenia i stopień zamożności: gdy film porusza tę tematykę, jego dynamika robi się najciekawsza, jednak cała reszta zdaje się być dodatkiem mającym jakoś wzmocnić wydźwięk fabuły - to wychodzi różnie. Zaskakująco dobrze wypada sam moment finału i konfrontacji bohaterów, który nie traci na napięciu. Niestety sama motywacja głównego Williama, która, bądź co bądź, stanowi centrum filmu, rozmywa się po drodze i traci na stawce - oglądamy końcówkę dla spotkania Eddiego z jego prześladowcą, a nie dlatego, że jego historia jest taka pasjonująca.
"Uwięziony" to teatr dwóch aktorów, i choć sama historia w nim opowiadana nie jest jakoś przesadnie skomplikowana ani kreatywna, to obaj wywiązują się ze swojego zadania tak, jak mogą. Bill Skarsgård niezmiennie jest bardzo plastyczny, zdolny do zagrania wielu emocji - w tym przypadku desperacji, zmęczenia i determinacji. Szwed nie traci formy, kreuje postać nieoczywistą, ale w gruncie rzeczy budzącą sporo litości. Anthony Hopkins przez większość czasu pojawia się w filmie poprzez swój głos i choć scenariusz nie pozwala jego postaci zbyt dobrze wybrzmieć, legendarny aktor świetnie bawi się swoją rolą starego, ekscentrycznego psychopaty.
"Uwięziony" to na poziomie fabuły i motywacji film, który nie jest dopracowany tak, jakbym na to liczył. Udaje mu się jednak nieraz skutecznie sprawić, że widz będzie współdzielił klaustrofobiczną desperację głównego bohatera i chociaż minimalnie się wciągnie w historię.
Więcej recenzji przeczytacie na Spider's Web: